24 lipca
Dzień, jak co dzień... Nic się
ciekawego nie dzieje w życiu początkującej aktorki... Piosenkarki
też, ale mniejsza z tym... Z resztą. Kto by chciał zatrudnić
kogoś, kto nie ma za sobą żadnych doświadczeń związanych ze
sceną? No chyba że zaliczałby występy w szkolnych
przedstawieniach... Tak czy inaczej. Trzeba to przeżyć. Teraz idę
się przejść, może humor mi się poprawi...
Szłam drogą przez las. Było
zupełnie ciemno. Gdyby nie telefon, pewnie nie wiedziałabym dokąd
idę. Po kilkunastu minutach spędzonych w ciemności wyszłam na
otwarty teren. Co jakiś czas mijałam pojedyncze drzewa rosnące
przy drodze. Było prawie tak ciemno jak w lesie. Na niebie nie było
ani jednej gwiazdy. Tylko księżyc wyłaniał się zza chmur
przypominając o sobie i lekko oświetlając mi ścieżkę. Jego
jasna poświata przypomniała mi o ważnej rzeczy: jest pełnia.
Wychodząc z domu całkiem o tym zapomniałam. Wiedziałam, że
podczas pełni nie jestem bezpieczna. Zaczęłam mieć wrażenie, że
ktoś na mnie patrzy. Zdałam sobie sprawę że to uczucie
towarzyszyło mi już od wyjścia z domu. Od tej pory bałam się nie
na żarty. Postanowiłam jak najszybciej wrócić do domu. Miałam
przed sobą trudny wybór. Wybrać drogę krótszą, lecz prowadzącą
przez las, czy dłuższą, biegnącą obok zabudowań? Wybrałam
pierwszą wersję. Ruszyłam przed siebie i znacznie przyspieszałam
z każdym kolejnym krokiem. Po chwili znalazłam się z powrotem w
ciemnym lesie. Mój marsz można by porównać z biegiem, i nie
różniły by się prawie w ogóle. Jedyny minus tej drogi był taki,
że las ciągnął się niemal do samego domu, a w pobliżu nie było
żadnego zabudowania. O czym ty myślisz?! Przecież tam jest
jeden budynek...Tak...
Zapomniałam o starym, opuszczonym kościółku. Stał niedaleko
drogi, lecz nadal mieścił się w lesie. Ogrom bluszczu porastający
jego ściany tylko dodawał mu wrogiego wyglądu. Z reguły wszyscy
go omijali. Twierdzili że krążą tam złe moce, które o pełni
księżyca wypełzają na świat. Miały tylko jeden cel: zabić
tego, kto wiedział o nich za dużo, i kto akurat w tej chwili
znajduje się w ich zasięgu. Na chwilę przystanęłam. Nagle
usłyszałam jak w głębi lasu trzasnęła jakaś gałązka. Ty
idiotko... Przecież to las... Zwierzęta tu mieszkają, geniuszu...
Doprowadziłam się do porządku pomału uspakajając myśli.
Ruszyłam w dalszą drogę do domu. Starałam się iść przed siebie
nie zwracając uwagi na leśne odgłosy. Niestety, nie udało mi się
to. Już po chwili rozejrzałam się dookoła. To wystarczyło bym
zobaczyła błysk latarki pomiędzy drzewami. A co jeśli
ktoś cię naprawdę śledzi? Cholera,
znowu to zwątpienie. Odzywa się w najmniej odpowiednim momencie...
Nagle cały las spowiła gęsta jak mleko mgła. No to
teraz już po mnie... Porażka...
Nic lepszego niż ta mgła nie mogła mi się przytrafić... A
może ta mgła ma też dobre strony...
Zaczęłam myśleć i pojawiła się nadzieja. Przemknę
przez las niepostrzeżenie, potem pobiegnę ile sił do domu, zamknę
drzwi na klucz, włączę jakiś film, i wszystko wróci do normy...
Tak. To był dobry plan. Natychmiast zaczęłam go realizować. Nie
wszystko poszło jednak tak, jak bym tego chciała...
Obudziłam
się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Gdyby nie mała naftowa lampa
paląca się na małym stoliczku nie byłoby widać kompletnie
niczego. Spojrzałam na swoje ręce. Były związane jakąś grubą
liną. Tak samo nogi. Usta miałam zaklejone grubą taśmą. Nagle
drzwi się otworzyły, a do środka wszedł jakiś koleś. Był
wysoki, miał kominiarkę na twarzy. Spod małych otworów w czarnym
materiale dało się zobaczyć zielonkawe oczy. Patrzyły na mnie
zabójczym wzrokiem. Ktoś do niego zadzwonił, bo wyjął telefon,
wyszedł na korytarz i zaczął z kimś rozmawiać. O dziwo słyszałam
też dwie inne osoby, jednak nie mogłam ich rozróżnić.
- Kto to jest?
-
Niezły kąsek dla naszego szefa...
- Co nie?
- A
jak się nazywa?
-
Ponoć to Demetria Lovato...
- Ta aktorka?
- Tak, dokładnie.
-
Podobno dobrze śpiewa.
-
Chciałbym ją usłyszeć w akcji...
- Nie
ty jeden ciole.
Usłyszałam
cichnące głosy i głośne uderzanie butami w drewnianą posadzkę.
Zaczęli się oddalać. Ok, Demi... Teraz musisz wymyślić
jak się stąd wydostać... Zobaczyłam
leżący na stoliku scyzoryk. Co za idioci! Więżą kogoś
i nawet nie pomyśleli że scyzoryk może mu posłużyć do
ucieczki... Podczołgałam się
do stolika, uklęknęłam i złapałam nożyk. Zaczęłam przecinać
liny. Szło dość ciężko, ale wreszcie udało mi się uwolnić
ręce. Po chwili nasłuchiwania i usłyszenia kompletnej ciszy
zaczęłam ciąć liny na nogach, a potem rozcięłam taśmę na
twarzy. Gdy skończyłam usłyszałam zbliżające się osoby. Byli
to jacyś faceci z głębokimi głosami. Co najmniej dwóch. Ci
to mają wyczucie czasu...
Trzeba się schować... Tylko gdzie do cholery?! Nie
było żadnego miejsca, które mogłoby mi posłużyć za kryjówkę.
Chyba że jakiś ciemny kąt. Ok... Pod latarnią zawsze
najciemniej... Podeszłam do
okna, usiadłam i skuliłam się. W tym samym momencie do
pomieszczenia weszli ci goście. Nie mieli już kominiarek. W
poświacie księżyca widziałam ich twarze. Jeden był wysokim
brunetem z zielono-brązowymi oczami, a drugi był blondynem z
zielonymi oczami. Zaczęli rozglądać się po pomieszczeniu. Ich
spojrzenie utkwiło na środku pokoju, tuż przy stoliku.
Zajebiście... Skapnęłam
się że zostawiłam liny pod stolikiem. Faceci zaczęli wodzić
wzrokiem po pokoju. Starałam się nie wydusić z siebie ani jednego
dźwięku. Na moment przestałam oddychać. Oni jednak mieli
wyczulony wzrok. Zobaczyli mnie i zaczęli iść w moim kierunku.
Skuliłam się jeszcze bardziej. Bałam się wydać z siebie
jakikolwiek, nawet najmniejszy dźwięk. Po chwili porywacze byli
przy mnie. Jeden z nich złapał liny i zaczął mnie wiązać po raz
kolejny, a drugi trzymał mnie za nadgarstki mocno zaciskając na
nich swoje wielkie łapy. Nie wytrzymałam i zaczęłam głośno
krzyczeć. Jeżeli ktoś zdoła mnie usłyszeć to będzie
zajebiście... No chyba że to będą jacyś ich pomocnicy. Zakleili
mi usta. Nie mając nic czego mogłabym użyć do obrony zaczęłam
ich kopać. Rzucałam rękami na prawo i lewo próbując ich od
siebie odepchnąć. Jednego kopnęłam prosto w bebech, a drugiemu
chyba uszkodziłam nos. BRAWO LOVATO!!! Dobrze im tak do
cholery! Nie dali jednak za
wygraną. Wciąż starali się mnie unieruchomić, a ja nadal ich
odpychałam. Usłyszałam, że ktoś biegnie korytarzem. No
zajebiście. Posiłki lecą... Nagle
poczułam lekkie ukłucie w ramię. Ktoś wpadł do pokoju i
krzyknął: "ZOSTAWCIE JĄ!!!". W tym samym momencie
poczułam, że osuwam się na podłogę. Odpłynęłam.
Zajebiście... Oberwałaś
środkami już po raz drugi... Nie wstyd ci?... Głosy
w głowie wybudziły mnie z głębokiego snu. Odbijały się echem już
od jakiegoś czasu. Gwałtownie otworzyłam oczy. Poczułam
spływające po mojej twarzy strużki potu. Najwyraźniej nie zabrano
mi pamięci, bo zauważyłam pewną zmianę otoczenia. Było jasno
jak w normalnym domu, jednak pokój był cały czarny. Już nie od
mroku, ale od farby na ścianach. W każdym zakątku mogłam zobaczyć
czarne dekoracje: leżałam w czarnym łóżku, przykrytym czarną
pościelą, czarna lampa+lampka na biurku z czarnego drewna, czarne
zasłony w oknie, czarne ramki na zdjęcia, a w nich zdjęcia
czarnych motocykli. Tu mieszka jakiś maniak...
Usiadłam. Mroczność tego miejsca zaczęła mnie pomału
przytłaczać. Nie chcąc stwarzać najdrobniejszego hałasu wstałam
i postanowiłam je opuścić. Podeszłam do czarnych drzwi i
spróbowałam je otworzyć. Niech to szlag!...
Mogłam się tego spodziewać. Przecież nie daliby uciec "niezłemu
kąskowi dla szefa". Myśl Lovato, myśl... Oprócz
drzwi w pokoju było okno. Wystarczająco duże by przez nie
wyskoczyć w razie konieczności. Podeszłam do niego i odsunęłam
zasłony w poszukiwaniu klamki. Noo jaasne... Chyba ich
pojebało... Poszukiwania były
zbyteczne - okien nie da się otworzyć, chyba że wybijając je
kilofem górniczym. Zaczęłam szukać kolejnej potencjalnej drogi
ucieczki. Ujrzałam jakieś drzwi. Jeżeli to nie wypali to
już nie wiem co robić...
Podeszłam do nich prędko i nacisnęłam klamkę. Ku mojemu
zdziwieniu otworzyły się, ale za to z takim impetem jakby ktoś je
celowo popchnął w moją stronę. Kantem walnęły mnie w czoło.
Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele. W chwilę później
leżałam bez ruchu.
Po
raz kolejny leżałam w tym mrocznym łożu. A było tak
blisko... Było jednak coś
więcej niż tylko dziwne głosy w głowie, które kochały ze mnie
drwić. Coś jeździło po moim policzku. Przygotowałam się na
ewentualny atak i z impetem otworzyłam oczy. Zobaczyłam jakiegoś
chłopaka. Wyglądał zbyt słodko jak na porywacza. Miał ciemne
włosy, na myśl przywodziły mi mleczną czekoladę, i duże,
ciemnobrązowe oczy. Gdy na niego spojrzałam od razu na jego twarzy
pojawiły się słodkie dołeczki i uśmiech. Bosz... Ten uśmiech.
Najładniejszy smile jaki widziałam w życiu! Po dość długiej
chwili wpatrywania się we mnie wreszcie się odezwał.
- Jak
się czujesz?
-
Eee... - głupie pytanie... A niby jak według ciebie ma
się czuć dziewczyna, która już tyle czasu jest poza domem, i
którą kilkakrotnie pozbawiono przytomności, hę?
- Aa,
sorry. Jestem Logan. Podobno dowodzę jakąś bandą przestępców,
chociaż to nieprawda. Nie ma żadnej bandy, chyba że śpiewającej.
I nawet nie dowodzę. - Po choinkę mi takie informacje?!
Lepiej oddaj mi telefon i pozwól policji się złapać debilu! - Z
tego co wiem to masz na imię Demi. Racja?
-
Zależy kto pyta.
-
Twardzielka... To lubię. - na jego twarzy znów zakwitł ten
uśmiech. Do cholery! Dlaczego musi ci się podobać akurat
uśmiech porywacza, co?...
- Dlaczego
mnie tutaj zamknęliście? Skoro nie jesteście przestępcami, to
czemu porywacie ludzi? - zmuszałam się by głos mi się nie
załamał... Nic to nie dało. Nie wiedzieć czemu spojrzałam w jego
oczy i nieoczekiwanie zmiękłam od razu.
- Nie
miałem pojęcia co oni robią... Niby graliśmy w Prawdę czy
Wyzwanie, i James wyzwał Kendalla żeby mi znalazł dziewczynę.. -
zarumienił się i odwrócił wzrok. - Potem położyłem się.
Chłopacy gdzieś poszli. Nie szukałem ich bo lubią łazić w nocy
po lesie. Bawią się w Spidermanów. A przynajmniej tak twierdzą.
Później zadzwonili i powiedzieli, że w piwnicy mają coś dla
mnie. Pobiegłem tam, ale kiedy wpadłem do pomieszczenia, w którym
cię trzymali już zemdlałaś. Potem zaniosłem cię tutaj, a z
nimi sobie troszkę pogadałem... Troszkę im rozkwasiłem nosy...
Należy im się. - Ostatnie słowa wypowiedział gniewnie, z furią,
a w jego oczach na moment pojawił się rubin. - Jeżeli masz ochotę,
to zaprowadzę cię do nich. Możesz im spokojnie doprawić.
Jeżeli to co on mówi to prawda...
To ode mnie też mają wpierdol.
- Ok.
Skorzystam z wielką chęcią.
- Tak
myślałem że się zgodzisz.
-
Jestem za bardzo przewidywalna.
Porozmawialiśmy
jeszcze trochę o tym co tu robią, dlaczego, kim są wgl, itd. Potem
postanowiłam się stamtąd wynieść.
- Na
mnie chyba już pora. - Wstałam. Stałam twardo, choć głupie nogi
odmawiały mi posłuszeństwa. Logan również się podniósł. Chyba
chciał mnie podtrzymać, bo wyciągnął rękę w kierunku mojej
talii. Odtrąciłam go szybko. - Lepiej pilnuj swoich rączek bo
możesz się ich bardzo łatwo pozbyć. - Dlaczego on musi
tak dobrze wyglądać?! Był
zmieszany i szybko odwrócił wzrok. Nie minęły 3 sekundy i znów
na mnie spojrzał.
- Nie
jesteś wystarczająco silna by sobie pójść. Chłopacy dali ci
jakieś prochy... - Po raz kolejny miałam niezmierną ochotę by dać
im wpierdziel. Z drugiej strony była to kolejna informacja cenna dla
policji... Trzeba ostrożnie wywąchać tą sprawę...
- Jeżeli
były wam potrzebne po to by mnie obezwładnić, to policja się tym
bardzo chętnie zainteresuje...
- Po
pierwsze, nie "nam" tylko "im", a po drugie nie
były IM potrzebne by cię, jak to nazwałaś, obezwładnić. James
je bierze bo czasem ma ataki wściekłości... Kariera modela nie
wypala, singiel się słabo sprzedaje... - być może wyczuł moje
myśli, bo szybko dodał - Kupuje je legalnie, w aptece, na receptę.
Tego możesz być pewna.
-
Ok... Wracając do tematu... Skąd możesz o tym wiedzieć? Nie
jesteś mną. - powiedziałam stanowczo i zaczęłam zakładać buty.
- Ok,
masz mnie. Nie jestem tobą.
-
Świetne odkrycie panie geniuszu. Należy się Nobel. - uporałam się
z wiązaniem sznurówek, chociaż trzęsły mi się ręce. - Jak już
mówiłam, na mnie pora. Zamierzam stąd wyjść i nikt mi nie
przeszkodzi. - Proszę, nie pozwól mi wyjść, nie pozwól
mi wyjść...I zaczęła się
walka myśli w mojej głowie...
Czy ty chcesz z nim zostać?
Może...
Morze to jest długie i szerokie.
...
Spodobał ci się, przyznaj to...
No co tu ukrywać... Ładny jest...
Taki beautiful boy with the big brown eyes...
Noo... Jak tak dalej pójdzie to
napiszesz piosenkę o nim...
Taki
pomysł mi się spodobał. Już zaczęłam kombinować nad muzyką i
choreografią do teledysku. Szeroki uśmiech pojawił się na mojej
twarzy.
-
...nie?
- Cooo
mówiłeś? - zdałam sobie sprawę że Logan przez chwilę pokręcił
się po pokoju, a potem cofnął się i coś do mnie mówił.
-
Chciałaś już iść... Otworzyłem ci drzwi... Proszę. To twój
telefon.- Nie, proszę, nie... Zamknij je z powrotem,
proszę... Mówił smutnym
głosem. A może to zawód? Może też nie chce bym
odeszła... Głupia nadzieja...
Chwiejnym,
nadal nieco przychmielonym krokiem, powoli podchodziłam do drzwi.
Proszę, nie pozwól mi wyjść... Nacisnęłam
klamkę. Nie pozwól mi wyjść. Jeden
krok, dwa, już byłam poza pokojem, trzeci krok, nieco szybciej by
nie wzbudzać podejrzeń, czwarty... Przez otwarte drzwi na bank nie
było mnie już widać... O dziwo na ścianach były strzałki "jak
wydostać się na zewnątrz". Spojrzałam w stronę pokoju.
Drzwi nadal były otwarte, ale nikogo przy nich nie było. Szkoda...
Skierowałam się w stronę wyjścia.
~*~Oczami
Logana~*~
Demi
zaczęła wychodzić z pokoju. Sprawiała wrażenie jakby robiła to
niechętnie. Wreszcie wyszła na korytarz. W mojej szanownej głowie
od razu zaczęła się walka myśli.
Chciałbym żeby tu była...
Czyżby?
No przecież wiesz...
No chyba wiem.
Zatrzymać ją?
Chłopacy wykręcili ci numer,
zostawili ci pod opieką jakąś dziewuchę, a ona ci się
spodobała...
Tak. Nie ukrywam. Spodobała się.
To na co czekasz? Leć za nią!
...
No leć!...
~*~Oczami Demi~*~
Dotarłam
do wejścia głównego. Wyszłam na zewnątrz i obróciłam się.
No no, ładna chata...
Ale nie dla ciebie...!
Lubisz dobijać, co?
Kocham wręcz!
Miło mi... A teraz do domu...
Zaczęłam
wybierać numer po taksówkę i poszłam w stronę drogi. Nagle mój
nadgarstek znalazł się w czyjejś dłoni.
- Nie
pozwolę ci odejść. Nie potrafię... - Logan szybkim ruchem mnie
odwrócił. Chwilę później zatonęłam w słodkim pocałunku.
**********************************************************************************
Obietnicy dotrzymujemy! Składam pokłon Madzi P, która miała wenę i napisała tę jednorazówkę ;*
Mam nadzieję, że zakochałyście się w niej tak jak ja <3
Kochamy was! ;*
Marcela ;3
Madzia P ;3
**********************************************************************************
Obietnicy dotrzymujemy! Składam pokłon Madzi P, która miała wenę i napisała tę jednorazówkę ;*
Mam nadzieję, że zakochałyście się w niej tak jak ja <3
Kochamy was! ;*
Marcela ;3
Madzia P ;3