Poniższy tekst nie ma na uwadze
obrażenie fanów 1D. Jeśli nim jesteś, to wiedz, że nie mam
ochoty Cię obrażać. Jeśli nim nie jesteś to i tak nie musisz
brać tego dosłownie ;)
Miłego czytania ;) Mam nadzieję, że
się spodoba ;)
*****************************************************
Nazywam się Jessica Bell. Mam 19 lat.
Jestem wielką fanką Big Tmie Rush. Pomimo że mieszkam w Nowym
Jorku jeszcze nigdy nie mogłam ich spotkać, choć jest to moje
największe marzenie i już od dobrych kilku lat próbuję je
spełnić.
Moja przygoda zaczęła się pewnego
letniego dnia. Był środek lata, upał dawał w kość. Poszłam na
spacer razem z młodszym bratem Maxem. Ma 16 lat, nie jest Rusherem,
wręcz przeciwnie- directionerem. Nigdy go nie rozumiałam. No bo jak
chłopak, i to jeszcze w takim wieku może być wielkim "fanem"
zespołu dla małych dziewczynek? Nigdy nie mogliśmy dogadać się w
kwestii muzycznej, więc z reguły unikaliśmy tego tematu. Tego dnia
nie udało się jednak zachować uwag dla siebie. Max zaczął
kłótnię z grubej rury.
- Dlaczego niby tak nienawidzisz 1D?
- Nigdy nie mówiłam że ich
nienawidzę... Skąd ta myśl?
- Jestem twoim, chcąc nie chcąc,
starszym bratem... Wiem wszystko o rzeczach i osobach, które kochasz
albo nienawidzisz...
- Czyżby? Niby skąd?
- No nie wiem... Jakoś tak... Po
prostu... To dlaczego tak jest?
- Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć to
spoko. Powiem ci, ale tylko jeśli ty mi powiesz, dlaczego nie lubisz
BTR, dlaczego nimi szydzisz...
- Ok... Coś za coś. Ale ty pierwsza.
- Luz. Ale się nie unoś i daj mi
skończyć... No więc: irytują mnie...
Zaczęłam wymieniać mu największe
problemy 1d i ich muzyki. Pomruczał trochę pod nosem, ale nie miał
za wiele do gadania, bo przyszła jego kolej jako wytykacza błędów
i złośliwości. Wolał jednak nic nie mówić i "pójść po
watę cukrową". Uznałam to za ucieczkę od problemów i
usiadłam na parkowej ławeczce. Zobaczyłam przejeżdżające po
ulicy czarne BMW. Jechało powoli i w końcu zatrzymało się w
bramie parkowej. Wysiedli z niego dwaj faceci w czarnych ubraniach i
okularach. Nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Przestraszyłam
się trochę, bo zauważyłam że jeden z nich ma spluwę w kieszeni.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w parku sama. Nawet Max zniknął.
Zaczęłam bać się naprawdę. Przyszły mi do głowy plany o
ucieczce: Skoro jestem tutaj tylko ja, to będę wzbudzać ich
podejrzenia, cokolwiek chcą zrobić... Muszę gdzieś się ukryć...
Albo uciec... Ale to też będzie podejrzane... Kurcze, co ja mam
zrobić... Jeśli oni prowadzą jakieś badania to nic nie powinni mi
zrobić... Jeśli to gliny to pewnie zatrzymają mnie na chwilę i
spytają o coś... Ale o co?! W
głowie zaczęły kłębić mi się myśli. Nagle zobaczyłam coś,
czego w ogóle się nie spodziewałam. Głupi Max podszedł do gościa
ze spluwą! Myślałam, że go w domu zabiję! O ile nie zrobiliby
tego ci goście. W pewnym momencie osłupiałam. Max i ci goście
zaczęli się szarpać. Widać było że Max się bronił, ale tamci
chcięli go siłą wciągnąć do samochodu. Nie myślałam już co
robię. Pamiętam tylko krzyk Maxa i podbiegnięcie do BM-ki.
Straciłam przytomność...
Obudziłam
się w jakimś magazynie. Metalowe ściany, metalowe stoły,
regały... Obok mnie siedział Max. Byliśmy związani. Na przeciwko
nas siedział jakiś gangster w kominiarce i z młotkiem w ręce.
-
Szefie! Śpiąca Królewna się obudziła! - krzyknął facet, który
nas pilnował.
- No
proszę! Co za miła niespodzianka! Już myślałem że już nic cię
nie wybudzi, nawet pocałunek twojego księcia z bajki... A
specjalnie dla ciebie go tutaj sprowadziłem.
- A
skąd ty niby możesz wiedzieć kto jest moim księciem?! -
bezsensownie wdałam się w "rozmowę" z gangsterem.
-
Zapytaj swojego braciszka.
Spojrzałam
na Maxa pytającym wzrokiem.
-
Powiedziałem, że twoimi księciem jest jeden z Big Time Rush...
- No
właśnie. A dlatego że nawet twój braciszek nie wiedział, który
to z nich jest twoim księciem na białym koniu... Sprowadziłem
wszystkich. - Gangster pstryknął palcami i dwóch gości
wprowadziło skrępowanych chłopaków. Myślałam, że naprawdę
zabiję Maxa. Za nic nie chciałabym, żeby BTR wpadło w takie
kłopoty! I to jeszcze dzięki niemu! Oczy zrobiły mi się wielkie,
szczękę starałam się trzymać przy sobie, choć co jakiś czas
opadała do ziemi. Gangster znowu zaczął gadać - No ale skoro
nasza księżniczka już się obudziła, a chłopcy nie są nam
potrzebni, to możemy odesłać ich do domu... NIE, JEDNAK NIE!
Przypomniałem sobie właśnie, że jeśli bym was wypuścił, to
moglibyście narobić niezłego bigosu... - Kazał wspólnikom rzucić
chłopaków na ziemię, i to dosłownie. Kiedy uderzyli twarzą o
stalową podłogę było słychać tylko głośny trzask. Kiedy się
podnieśli i usiedli zauważyłam, że Loganowi i Jamesowi leci krew
z nosa. Nieznośny gangster znowu zaczął ględzić - Oooo... Co ja
widzę... Najwyraźniej już narobiliście niezły bigos... Swoją
drogą, mam ochotę na bigos! Załatwcie mi duuuży garnek bigosu!
Mam słabość do polskich dań...
Wszyscy
odeszli. Przypomniałam sobie, że mam w kieszeni paczkę chusteczek.
Cudem udało mi się ją wyciągnąć. Wyjęłam kilka i podałam
Loganowi i Jamesowi. Miałam przeczucie, że w tej sytuacji tylko tak
uda mi się im pomóc. (rozmowa: Jess, L- Logan, K- Kendall, C -
Carlos, J - James; dop. autora)
Jess:
Macie... Może jakoś wam się uda wytrzeć tę krew...
L: Dzięki...
Jess:
Nasze pierwsze spotkanie wyobrażałam sobie zupełnie inaczej...
K:
Pierwsze spotkanie?
Jess:
No tak... Wiecie bardzo was lubię... Mogę śmiało stwierdzić
że... No, że was kocham...
J: No,
no. Czego my się tutaj dowiadujemy. - James szeroko się uśmiechnął,
przez co ja automatycznie miałam wielki wyszczerz na twarzy. Ich
uśmiechy mnie zawsze rozwalają.
Jess:
Dla was to szara codzienność... Mogę się założyć, że
codziennie spotykacie swoje fanki... I że każda z nich mówi wam to
samo...
K: Dla
nas każdy Rusher jest wyjątkowy. - Czułam że zaczynam się
rumienić.
Rozmowa
się rozkręciła. Zaczęliśmy gadać o szarej rzeczywistości, o
codziennych problemach. Każdy dodawał coś ze swojego życia. Tylko
Max był cicho. Czasem gdy któryś z chłopaków powiedział coś
śmiesznego uśmiechnął się, chociaż udawał, że wcale go to nie
śmieszyło, jakby tego w ogóle nie słyszał, jakby nas wcale nie
słuchał. Miłe humory i żarty i tak nie dały nam zapomnieć o
tym, że jesteśmy skrępowani, i tak naprawdę nie możemy uciec.
Wreszcie
udało mi się zobaczyć, o co chodzi tym gangsterom. Zabrali nam
telefony, z których dzwonili do rodziców. Chcieli wyłudzić okup,
zarówno za mnie jak i Maxa, nie wspominając już o BTR. Z rozmów
wynikały jasne zasady: 25000, albo pożegnaj się z Jessicą, Maxem;
50000 albo pożegnaj się z Kendallem, Jamesem, Loganem, Carlosem.
Poza
tyn zajmowali się fałszowaniem kasy. Podejście chłopaków do tej
sprawy było godne podziwu.
L:
Musimy się stąd wydostać...
K:
Brawo! Odkryłeś Amerykę... Jakbyś mi powiedział w jaki sposób,
to może bym się ucieszył.
C:
Chłopaki. Kłótnie w niczym nie pomogą... Obmyślmy lepiej plan
ucieczki...
K: Czy
mi się zdaje czy Carlos nareszcie powiedział coś mądrego?
C:
Dziękuję!
Jess:
Nie wiem czy uda nam się uciec... Spójrzcie, ich jest z 15! A nas
tylko 6!...
L: To
nic... Uda nam się, mogę ci to zagwarantować...
Jess:
No nie wiem... Boję się... Oni mają spluwy no i w ogóle...
L: A
my mamy mózgi... No i Kendalla. Kendall, jaki jest plan?
K: A
co ja jestem, strateg?! - Wszyscy przytaknęliśmy. W końcu Kendall
słynie z tego, że w sytuacjach awaryjnych ma jakiś mądry plan. -
No dobra... Plan, plan, plan...- W tym momencie blondyn spojrzał na
Jamesa. - James? Mogę wiedzieć co robisz? James?!
J: Cooo?
K: Na
co się tak gapisz?!
J:
Eee... No wiesz, przeglądam się... Taki gość jak ja, musi zawsze
wyglądać stylowo, nawet podczas porwania...
K:
Dobraaa... Nie skomentuję tego... Może zostawimy go tutaj jak
będziemy wiać co?
L: Tak, to dobry
plan.
Jess:
Zgadzam się... Ten laluś będzie nas tylko spowalniał...
J:
Ekhm... Chciałbym wam przypomnieć, że moja pomoc może wam się
przydać... No bo niby kto przez 10 lat chodził na zajęcia z
karate?
L: O
tym zapomnieliśmy... Więc najpierw pomożesz nam stłuc tych gości,
a potem cię zwiążemy i zostawimy tutaj.
W tym
momencie przyszedł do nas szef gangu. Oznajmił, że nie dodzwonił
się do nikogo, ale zostawił wiadomości na automatycznych
sekretarkach... Jaki to jest idiota -
pomyślałam. Powiedział też, że nasi rodzice mają godzinę na
zapłacenie okupu, a jeśli nie, to możemy pożegnać się z
życiem... Nie wiedzieć czemu, ciągle trzymał na rękach jakiegoś
psa... Wyglądał na chihuahuę. Potem oddał go komuś i kazał mu
przynieść owczarka niemieckiego, którego też wziął, a raczej
próbował wziąć na ręce. Tak, to jest jeden, wielki
idiota... - stwierdziłam.
Podejrzewam, że chłopacy też mieli w głowie te słowa.
Mieliśmy
już niecałą godzinę. Biorąc pod uwagę to, że rodzice są w
pracy do późna nie mogliśmy liczyć na ich pomoc. Nikt nie
potrafił wymyślić odpowiedniego planu, a czas mijał nieubłaganie.
Skutki były następujące: minęła godzina, nikt nie przybył z
odsieczą, a gangsterzy zostawili nam piękną niespodziankę i
uciekli. Niespodzianką była ogromna betonowa kula wisząca na
łańcuchu, który miał zerwać się za dosłownie godzinę. Powoli
zaczęłam modlić się o przeżycie. Z wielkiej opresji starali się
wyrwać mnie chłopacy, głównie BTR, bo Max ciągle się nie
odzywał. Pewnie rozmyślał o tym, że już nie spotka 1D... Wolałam
tego nie komentować, bo znowu byłabym złą siostrą, która nie
rozumie, albo nie chce zrozumieć młodszego brata i jego potrzeb i
marzeń. Carlos, jako mistrz taktu, przestał wszystkich pocieszać i
odpalił jeden ze swoich niezłych tekstów.
C: No
to pora się pożegnać... Miło mi było z wami pracować...
K:
Carlos! Nie utrudniaj sytuacji! Nie widzisz że zaraz może być z
nami źle?
C: No
właśnie widzę. I dlatego chcę się pożegnać.
Jess:
Chłopaki! Nie możemy się tak łatwo poddać! Musimy coś zrobić!
Zapadła
chwila milczenia. Nagle Logan wykrzyknął!
L:
Zaraz, chwila! James!
J: Logan!
L:
Zawsze nosisz przy sobie bandankę i grzebień tak?
J: No
raczej. Bandanki są cool, a ze szczęśliwym grzebyczkiem się nie
rozstaję!
L:
Taaa... Ale! To może nam pomóc!
K:
Niby jak doktorku? - Kendall rzucił Loganowi prześmiewcze
spojrzenie.
L: A
niby tak... Te linki są na klucz. Jeżeli uda mi się przekręcić
zamek...
C:
Poszukasz klucza i uwolnisz nas wszystkich!
Jess:
Słuchajcie, Carlos chyba naprawdę doznał objawienia, a ten plan
może się udać.
L: No
ba! W końcu jestem geniuszem! Doktorkiem, jakby to powiedział jeden
z nas, tu obecnych... - teraz Logan posłał prześmiewcze spojrzenie
Kendallowi. - No dobra! James! Dawaj bandankę!
K:
Tak! Trzeba w końcu zacząć misję Uwolnić wszystkich
spod rąk złoczyńcy i jego wielkiej kuli z betonu, która może
zrobić wielkie kuku!
L:
Stary, była umowa...: Następnym razem ja wymyślam nazwę
misji. Wcale nie trzymasz się
zasad...
K:
Cóż... Niegrzeczni chłopcy robią co chcą.
Jess:
Chłopcy! Radzę wam dobrze! Zachowajcie uwagi na później! Zostało
5 minut!
Wszyscy
zaczęli się gorączkowo miotać na swoich krzesłach. Logan
próbował otworzyć kłódkę w linkach, ale bezskutecznie... Czas
płynął, zostały 3 minuty, kiedy do akcji wkroczył James w
postaci Bandana-mana. Po kilkunastu sekundach otworzył kłódkę
przy swoim krzesełku. Pobiegł po klucz. Kiedy przybiegł z powrotem
z kluczem w ręce spojrzałam na zegar. Zostało 30 sekund. Zaczęła
się walka z czasem. James zaczął zdejmować kłódki przy
kolejnych krzesłach. Nie wiem dlaczego, ale moje zostawił na sam
koniec, kiedy zostało tylko 5 sekund. W chwili, gdy kula zaczęła
lecieć w naszą stronę udało mu się otworzyć zamek. Szybko
odskoczyłam od krzesła, czułam jakbym szybowała i wpadłam
Loganowi w ramiona. Oczy zrobiły mi się wielkie. Patrzył się na
mnie tymi swoimi wielkimi brązowymi paczadłami. Kiedy tylko
widziałam te oczyska na jakimkolwiek zdjęciu rozpływałam się...
A tu proszę: Nagle znalazłam się w ramionach ulubionego wokalisty,
który na dodatek zaczął patrzeć w moje oczy jak w obrazek.
K:
Heeeej! Gołąbeczki! Nie lepiej stąd wiać? Albo nie wiem... Pójść
na policję?! - Po tych słowach odskoczyłam od Logana i zaczęłam
udawać, że wcale się do niego nie tuliłam. Gdy wychodziliśmy z
magazynów nie rozmawialiśmy. Kendall, James i Carlos szli przodem,
ja z Loganem za nimi, a na szarym końcu szedł Max. Nie odzywał się
wcale, zachowywał się tak, jakby był nieobecny.
Pojechaliśmy
na policję i zgłosiliśmy całe zajście. Potem poszliśmy na
pizzę. Wymieniliśmy się numerami i nickami na skype. Po skończeniu
pizzy o dziwo Max podziękował chłopakom za pomoc w ucieczce. Nie
myślałam, że się odezwie, ale jednak. Podziękowania z jego
strony przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Wkrótce chłopacy
pojechali, a ja z Maxem udałam się do domu. Zaczęłam rozmowę.
Byłam ciekawa czy nadal czuje on taką niechęć do BTR.
-
Twoje podziękowania mnie zszokowały...
-
Taaa... Musiałem im podziękować... W końcu pomogli nam z tamtąd
uciec... No i tak naprawdę nas uwolnili.
-
Tak... Za to należą im się podziękowania, to prawda...
- I
wiesz co... To są bardzo fajni goście... Polubiłem ich...
- No
proszę! Tego się naprawdę nie spodziewałam! Mój niewdzięczny
młodszy braciszek directioner polubił Big Time Rush!
-
Tak... I szczerze... 1D to faktycznie zespół dla małych
dziewczynek, którą nie jestem...
-
Cieszę się, że zmieniłeś zdanie co do BTR...
Włączyłam
Windows Down i pomaszerowaliśmy do domu.
*******************************************************
Mam nadzieję że podobała Wam się moja pierwsza jednorazóweczka ;) ocenki piszcie jak zwykle w komentarzach ;) wszystkie mile widziane ;*** pozdrowionka ;*** Madzia P
Może wypunktuję, bo trochę tego jest, zarówno pozytywne i negatywne, jak i momenty do których mogę się przyczepić ;) :
OdpowiedzUsuń1. Jak pogodzisz te dwa fakty :
"- Jestem twoim, chcąc nie chcąc, starszym bratem... "
i
"...razem z młodszym bratem Maxem. Ma 16 lat..."
hę? =p
Tak, wiem, mi nic nie umknie ;) może to jest moją zaleta ;p
2. Trochę bezsensowne wydawało mi się sprowadzenie BTR do "metalowej pułapki". Choć może gdyby pod uwagę wziąć wysoki okup, jaki chcieliby dostać- bilans wychodzi na zero
3. Coś niskie te okupy podliczając, ale rozumiem, że nie chciałaś okupy. Zdarza mi się oglądać kryminały, więc wiem, że okupy nie są nigdy tak niskie, zwłaszcza za gwiazdy, aktorów lub innych sławnych ludzi. Nie przeszkadza mi to, gdyż jak widać to nie są p-r-f-e-s-j-o-n-a-l-i-ś-c-i a Ty pisząc, miałaś zamiar nawet rozśmieszyć czytelnika głupotą gangsterów.
3. Najpierw jednak bardzo mnie zaciekawiłaś :)
4. ale szczerze mówiąc nie liczyłam na śmieszną historię, tylko wręcz przeciwnie- na mrożącą krew w żyłach historię!
no nic, punkt widzenia zależy d punktu siedzenia.. ;p
5. Tekst ogólnie mi się podoba. Cieszy mnie, że inaczej opisałaś losy Waszego/Twojego ulubionego zespołu niż Marcela, ale w końcu to jest Twoja jednorazówka =D
Miło się czytało i liczę na więcej takich przerywników.
6. Mimo to, ja bym jednak go bardziej dopracowała ;)
przeważyły szczegóły. Czasem też mi się zdarza coś takiego, że piszę lub wymyślam historię i jestem tak zaabsorbowana finałem albo punktem kulminacyjnym, od którego zmierzam, że nie pilnuję do końca tego, co poprzedza owo wydarzenie lub następuje po nim, bo szczerze nie mam do końca pomysłu na dopracowanie i dążę do jak najszybszego przelania moich myśli na papier, które tak bardzo chcę i wydają mi się świetne.
=D
7. Dziwne wydaje mi się zachowanie brata.
Nie przepada za BTR. W pułapce też się za dużo nie odzywa. A na koniec im dziękuje i zapewnia siostrę, że przez ten krótki czas tak się zmienił, że nie dość, że (dużo tych "że" =p) polubił tych "fajnych chłopaków" to stracił sympatię do 1D, a wręcz uznał ich muzykę, za dziecinną, choć tak niedawno jej słuchał..
:/
8. Ten porywacz jest naprawdę głupi i nie poważny..
Głupi, bo wie, że choć rodziców nie ma w domu i nie skontaktuje się z nimi, to daje im tylko godzinę na spełnienie żądań.. Albo niedoświadczony albo głupek. Porywacze nie rezygnuje przecież z okupu z byle powodu, zwłaszcza gdy nie mają nic innego do roboty I jeszcze im się nagrywa na sekretarkę .. x.x
To aż mnie.. poraziło, bo w tym zadaniu spisałby się nawet mój "kolega", który nie ma mózgu =D..
Widocznie, chodziło Ci o wykazanie komizmu tej sytuacji, Według mnie wyszedł tragizm..
ale i to dramat i t dramat =)
9. Wiem, że w takich opowiadaniach jest zachowana strefa czasowa, ale.. czy godzinę trwała rozmowa i rozmyślanie chłopaków i dziewczyny nad tym, jak się uwolnić.
Zabrakło mi jakiegoś dopracowania planu i określenia sytuacji.
10. W takich opowiadaniach liczy się jednak, ile serca i samej siebie włożyłaś w pracę nad testem. I muszę Ci przyznać, że Twój tekst nie jest "suchy" ale ma swoją duszę.
I to jest piękne! ;*
Trochę tego jest, ale musiałam wypisać wszystko co sądzę o tym opowiadaniu. Są to wskazówki i zastrzeżenia ale Ty i tak wiesz, co najlepsze i pisz, co czujesz ^^
A.. i nie bierz tego mocno do serca, jeśli Cię któraś uwaga zaboli. Może i miejscami byłam ostra, ale szczerze wyrażam swoje zdanie. To Ty jesteś jednak autorką. :)
Dobra już kończę, bo niedługo komentarz przerośnie tekst ;]
AKK.
Ps. Teraz doczytałam w niektórych momentach i widzę, że właśnie Ci chodziło o humor w tekście, więc to co wytknęłam przy tych porywaczach, to napisałam pod kątem kryminału lub poważnego tekstu, ale jeśli chodzi o komedię, to wyszło to świetnie ! :)
Ps2. Naprawdę super jednorazówka! ;*
pzdr.